Usterka banalna - zapieczone kierowniczki w turbo. Właściciel postanowił sam się wziąć do roboty...
Zamiast oddać turbo na czyszczenie (usługa kosztuje około 150 zł) właściciel chciał przyoszczędzić. Jak się to skończyło? Czytaj dalej, a wszystkiego się dowiesz... A ponoć to niezniszczalny kultowy 1,9 TDI...
Nie bardzo się chciało właścicielowi rozkręcać wszystko, więc posłuchał rady kogoś z zewnątrz i wpsikał w dolot większą część opakowania WD 40. Potem uruchomił silnik. I nagle... Silnik zaczął żyć własnym życiem. Dostał masakrycznie wysokich obrotów (obroty mogą osiągać nawet do 10 000 obr/min). Wyjęcie kluczyka ze stacyjki nie pomogło. Cóż - WD się wypali i wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Silnik zassał olej przez uszkodzoną turbinę, która nie wytrzymała obrotów. Wtedy zaczęło się istne pandemonium. Koniec końców właściciel usłyszał potężny huk i wszystko ustało. Po tej jakże fachowej naprawie silnik słynący z niezniszczalności okazał się jednak zniszczalny. I to potrójnie...
Morał z tego taki: Jak chcesz zaoszczędzić - oddaj auto do kumatego mechanika...
Jak komuś sie nie chce posiedziec zdobyc wiedzy i porozkręcac to faktycznie lepiej żeby się wgl nie brał do napraw...
Odpowiedz