Dlaczego nie opłaca się posiadać współczesnego samochodu po upływie gwarancji? Dlaczego kiedyś było lepiej? Poczytaj o problemach współczesnej motoryzacji.
W latach 80. XX wieku wszystko było proste. Samochody były drogie, liczyła się trwałość, a za każdą opcję trzeba było słono dopłacić. Jakość kosztowała. Powstawały wtedy tak pancerne samochody jak Volvo 240 czy legendarne Mercedesy W 123 i 124. Volvo uchodziło za samochód niezniszczalny, mercedesy przy przebiegu 800 000 km uważano za ledwo dotarte (szczególnie diesle), Audi wypuściło model 80 B3, na który dało 10 lat gwarancji na korozję, a BMW martwiło się tylko tym, by każdy następny model prowadził się lepiej od poprzednika.
Producenci prześcigali się w zapewnieniu klienta, że ich auto jest niezawodne i samochody takie właśnie były. Najgorzej wypadały samochody francuskie, a szczególnie Renault, które przeżywało mocny kryzys jakościowy i na każdych 1000 wyprodukowanych aut 28 wracało do producenta wskutek wad, których nie dało się usunąć. Sielanka ta jednak nie mogła trwać w nieskończoność. Rynek nasycił się dobrymi, niezawodnymi samochodami i klienci nie kupowali nowych modeli, gdyż stare się nie psuły. Przykładem jest Mercedes W124 - choć trwały i niezawodny, to jednak klienci niechętnie rozstawali się z jego poprzednikiem W 123, który też był uważany za samochód bardzo dobrze skonstruowany. Musiało minąć kilka lat, by właściciele W 123 przekonali się do modelu W 124 i go zaczęli kupować. Ponadto klienci stawali się coraz bardziej wybredni, konkurencja w Japonii oferowała samochody tańsze i dużo lepiej wyposażone. Europejscy producenci, by nie zostawać z tyłu, obniżali ceny na samochody i dodawali sporo więcej do wyposażenia seryjnego. A ponieważ zarabiali mniej na samochodzie - zatem musieli poszukać zysków gdzie indziej. Pomyśleli i wydumali - samochody muszą się psuć!
No i zaczęły się psuć, tyle tylko, że były łatwe w naprawie. I części nie były zbyt skomplikowane, więc producenci napędzili biznes mechanikom i producentom zamienników. I znów - zamiast do ASO, ludzie przychodzili do zaufanych mechaników. Trzeba było zrobić coś ekstra. Pozwólcie, że wytłumaczę to na przykładzie żarówki samochodowej. Na początku była zwykła - tania żarówka. Łatwa w wymianie. Potem wymyślono kontrolę przepalenia żarówki. Gdy się nie świeci - komputer odcina napięcie dochodzące do obwodu żarówki pokazuje błąd przepalonej żarówki i cześć. W założeniu ma to chronić instalację samochodową przed zwarciem i przepaleniem (bo zwykły tani bezpiecznik był zły). Pół biedy, jak wstawisz nową żarówkę, komputer testuje, że jest ok i żarówka zaczyna się świecić. Cała bieda, jak żarówka zacznie się świecić dopiero po skasowaniu błędu w ASO. A producent ma głęboko w tyłku, że za niesprawne światło zapłacisz mandat. A dostęp do żarówek w reflektorach nowoczesnych samochodów. Przemilczmy ten temat.
Ponieważ żarówka halogenowa ma swoje wady (dużo energii jest zamieniane na promieniowanie cieplne, a to są straty) wymyślono coś ekstra - żarówkę D2S/D2R. Było to światło ksenonowe. Żarówka wkładana w reflektor, a przetwornica zintegrowana z zapłonnikiem - osobno - poza reflektorem. Miało to taką zaletę, że zapłonnik się nie grzał, bo jego chłodzenie było wystarczające. Wadą był dość długi czas potrzebny od włączenia światła - do ustabilizowania się jego barwy i jasności (z reguły 2 - 3 sekundy). Więc mruganie światłami odpadało. Poradzono sobie i z tym.
Nawet w światłach bi-ksenonowych dodawano zwykłą żarówkę w osobne miejsce w reflektorze. Żarówka służyła do migania, podczas gdy palnik ksenon milczał. A jak zapalaliśmy światła drogowe jadąc w nocy, żarówki świeciły razem z palnikiem, który robił za świtała mijania (ksenon) oraz mijania i drogowe (bi-ksenon). Rozwiązanie eleganckie. I pozwalało palnikom wytrzymać wieczność.
Ich żywot obliczało się na całe życie samochodu (maksymalnie jedna wymiana palników w trakcie życia auta). Dodatkowo palniki mocno staniały ze względu na konkurencję z Chin. Nie aż tak trwałą, ale tanią.
Niestety, takie rozwiązanie nie szło z duchem czasu i trzeba było coś sknocić. Najpierw zaczęto umieszczać przetwornice w nadkolach (narażając niezniszczalny element na działanie kamieni, wody, śniegu i wszystkich atrakcji, jakie wydostają się spod koła), co prowadziło do mechanicznego uszkodzenia, korozji i niszczyło przetwornicę. Ale ponieważ było to proces długotrwały i można mu było zapobiec poprzez montaż plastikowego nadkola - rozwiązanie to de facto nie za bardzo się sprawdziło.
Więc producenci poszli po rozum do głowy i zrobili żarówkę D1S - zintegrowaną z zapłonnikiem.
Do zalet można zaliczyć momentalne rozświecenie - można było zrezygnować z żarówek halogenowych. Ale coś kosztem czegoś. Ze względu na jej zalety zrezygnowano z świateł halogenowych, więc kierowcy mrugając zaświecają tę żarówkę. Co samo w sobie nie jest zbyt dobre dla ksenonów. Ponadto zapłonnik pracuje w dużo gorszych warunkach - co odbija się na żywotności żarówki. Wytrzymują one średnio 2 lata. Co najgorsze, kupno zamiennika z Chin wiąże się najczęściej ze spaleniem przetwornicy, którą można dostać tylko w ASO i jest droga. Więc najbezpieczniejszy jest zakup żarówki w ASO. I o to producentom chodziło. By wymienić palniki trzeba było wykręcić lampę z samochodu (często dostęp do palnika ograniczały nietypowe śruby, lecz standardem w tym wypadku są śruby typu torx w Renault dodatkowo z wypustką pośrodku, więc trzeba mieć torxy z dziurką). Do wyjęcia lamp nierzadko trzeba demontować zderzak i grilla. Po wymianie palnika trzeba było przeprowadzić proces ustawienia lampy (światło wyjęte z samochodu). Nie było to tak proste, jak przy żarówkach (pokrętło opuszczania w pozycję zero, ekran do ustawiania, śruba, klucz i jedziemy. By tego dokonać w lampach xenon trzeba przy pomocy komputera i specjalistycznego oprogramowania ustawić na silniczkach krokowych poziom zerowy. I dopiero wtedy dokonać ręcznej regulacji kręcąc kluczem i obserwując na ekranie co nam wyszło, a następnie zapamiętać wartości jako nowy poziom zerowy. Bez tego nie działała poprawnie funkcja samopoziomowania. Procedura ta dotyczyła zarówno lamp z żarnikami D2S (które ze względu na swoją trwałość wymieniano rzadko) jak i D1S, które wymieniane są często i oczywiście parami, bo inaczej świecą inną barwą. I tak banalna wymiana żarówki wiązała się z parogodzinną wizytą w ASO i wydatkiem sporej gotówki. Producenci zacierali ręce. Jednak...
Kolejny świetny materiał od Charakterka. Przyjemnie się czyta. I oczywiście wielki +
Odpowiedz@Toshiba270: Nie jest to materiał Charakterka. Już czytałem to na innej stronie z miecha temu
OdpowiedzŚwietny materiał! To jest potwornie przykre co dzieje się z dzisiejszą motoryzacją... Przymierzam się do BMW e34 525i z silnikiem M50B25, ale nie miałem pojęcia, że Vanos nie jest tak trwały jak pancerny silnik M50. Teraz na pewno wezmę to pod uwagę przy zakupie :)
Odpowiedz@vanos: wszędzie tylko ten vanos i vanos jeszcze beaty brakuje :D
OdpowiedzMateriał świetny! Właśnie dlatego jezdze 21 letnim autem.. DSM. Moje Eclipse ma okolo 280 kkm bez remontu silnika... Nadal żwawy z czego 9 lat na gazie non toper. No odkad mam go ja cala zima na benzynie i przynajmniej dwa razy w tygodniu przy takiej pogodzie jak mamy teraz to tez benzynka. Popsuc ma sie co, bo jest pelno elektryki od podgrzewanych lusterek czy el szyb po tempomat i klime. Ale sie nie psuje.. To jest wlasnie to, ze kiedys auta byly po to zeby jezdzily a nie dla zysku..
OdpowiedzRewelacja! Szacun za taki ogrom pracy.
OdpowiedzKoncerny samochodowe, firma jak każda inna, żeby przetrwać musi zarabiać. Poprawcie mnie jeśli się myle, ale przez takie samochody jak W123 i W124 Mercedes omal nie zbankrutował, dlatego teraz jest tak jak jest. Każda firma chce zarabiać, dlatego istnieją takie samochody jak BMW X6, serii 2 Active Tourer albo Mercedes GLE Coupe. Gdyby te samochody się nie sprzedawały to by wogóle nie istniały. BMW by nie stworzył drugiej generacji X6 a Mercedes się zdecydował na GLE Coupe, bo takie samochody przynoszą dla marki zyski. Czasy kiedy koncern po prostu "żył" się skończyły. Teraz każdy robi wszystko, żeby przetrwać. Bo jeśli będą robić bo swojemu, to zbankrutują. Na przykład Saab: GM dało im za zadanie tylko zmienić znaczki Opla Vectry/ Insignii, a oni i tak robili swoje. W 2010 GM się wkurzył i sprzedał Saaba., rok później Saab ogłosił bankructwo. Tak kończą koncerny, które robią rzeczy po swojemu, dla klienta to jest dobrze, ale dla koncernu jako firma nie.
Odpowiedz@Italianiec: Mit o rzekomym prawie-bankructwie Mercedesa doczekał się dość szczegółowej analizy ekonomicznej i okazuje się, że to tylko urban legend http://www.zlomnik.pl/index.php/2014/02/05/mercedes-zbankrutowal-dekonstrukcja-mitu/
Odpowiedzhttp://media.tumblr.com/05d4e1404c8cae32aa51578350700ac4/tumblr_inline_nh2xhxvkri1rr5l6k.gif
OdpowiedzTak to właśnie jest z nowymi samochodami.Wiele osób nie mający o tym pojęcia mówi mi żebym sprzedał swojego złomka i kupił coś nowszego. Owszem nowe auta są bezpieczne,są wygodne,niektóre nawet są ładne.Ale moje auto ma 19 lat,jeździ,ma się dobrze.Korozji praktycznie nie ma a auto nie było garażowane przez dobre kilka lat. Auta z lat 80/90 przetrwają wiele o ile właściciel będzie dbał. A teraz ? Nie wyobrażam sobie żeby te nowe plastikowe zabawki za 50 tysięcy przetrwały 10 lat.Jest to po prostu niemożliwe.Albo inaczej...Jest to możliwe tylko że właściciel musi spać na kasie. A najgorsze co można w obecnej chwili zrobić to sprzedać swój samochód powiedzmy 10 letni i kupić za kredyt nówkę sztukę z salonu.A później kolejny kredyt żeby zapłacić za naprawę jakiegoś elementu. Gorsze jest to że coraz więcej ludzi kupuje nowe auta nie mając wgl pojęcia o tym że to się rozleci po kilku latach.Auto się rozleci a kredyt zostanie. Ale i tak najgorsze jest to że nasza piękna UE zacznie nam na siłe wciskać nowe auta ( oczywiście jak zapłacimy). Jestem ciekaw ( oczywiście takie sobie myśli) jak by to było gdyby pewna marka wykorzystując technologie stworzyła samochód tak samo odporny jak x lat temu.Zyski z serwisu żadne ale taki krok mógłby dać im i tak świetny przychód ze sprzedaży samochodów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 kwietnia 2015 o 16:16
Świenty materiał , nie zmarnowany czas :) oczywiscie + poszedł
OdpowiedzOstatnio szefowi przeskoczył łańcuch rozrządu w Audi Q7 3.0 TDI... Bez auta jest już ponad miesiąc, większość części trzeba było zamawiać przez specjalnych importerów oraz ASO. Ceny paru śrub to 240zł... A nie wspomnę o reszcie. Ale ogólnie naprawa itp wyniesie koło 10 tyś zł i to naprawdę niewielka kwota jak za to wszystko bo jak większość wie trzeba wyciągać silnik w celu jakiejkolwiek roboty. Gdyby oddał to auto do ASO czy też droższego mechanika to już wolę nie wiedzieć jaka kwota by wyszła... Ja ogólnie zawsze jakoś kupuje auta poniżej 2001 roku i jestem zadowolony. Części nie są drogie i ewentualne naprawy można zrobić u siebie na podnośniku mając komplet kluczy, chiński kabelek do diagnostyki. A jak się zejdą sąsiedzi jest prawie ASO - Adam, Stasek i Olek :D
OdpowiedzCharakterek rządzi. A wy dalej wyzywajcie OPLA. O nim nic nie napisał, a że jest podatny na korozje to zobaczcie na FIATA a potem przezywajcie na OPLA.
OdpowiedzAle to nie tylko auta, ja osobiście w samochodach siedzę z zamiłowania i naprawiam je ludziom tylko w skrajnych przypadkach, za to elektronarzędzia maszyny czy sprzęt AGD naprawiam zawodowo i jak byście widzieli co tam znane firmy robią żeby nie opłacało się naprawiać:P Kosiarka Boscha z silnikiem szczotkowym, bardzo dobrze kosi ale w przypadku zatarcia łożyska jest do wyrzucenia. wiem łożysko 10zł z tym że jest mocowane w plastikowym korpusie, zaciera się, rozgrzewa a pasek je wyciąga. kosiarka warta około 600-1600zł. korpus nie dostępny, trzeba kupić z silnikiem, koszt to 80% ceny kosiarki. plastikowe szczotkotrzymacze w szlifierkach, z serii profesional już prawie wszystkich producentów, szlifierki za tysiące złotych, wystarczy żeby pracoownik chciał dokończyć na przerywającej szczotce jakąś robote i naprawa wychodzi w spore kwoty. Niestety postarzanie produktów to fakt i z tym nie wygramy.
OdpowiedzŚwietny artykuł, Charakterek! Z przyjemnością go przeczytałem i w pełni się z nim zgadzam, dlatego mam sentyment do aut z końca XX w. ;)
OdpowiedzA ja głupi próbuję sprzedać swoje auto rocznik 1999 :P jutro zdzieram kartki ;)
Odpowiedz