Gdy wydawało się, że moda na cyfrowe oznaczenia nudnych aut w kształcie klina będzie trwała w najlepsze, to Ferrari się otrząsnęło i w roku 1984 pokazało coś niezwykłego. Świat zamarł w miejscu, a Ziemia na chwilę przestała się obracać. Bo tak spektakularnie wyglądającego samochodu jeszcze świat nie widział. Był wyzywająco wulgarny z jednym lusterkiem umieszczonym gdzieś w połowie słupka oraz czterema bezczelnie wystającymi rurami wydechowymi i jednocześnie zjawiskowo piękny. Był prostacki i niesamowicie ułożony. Był surowy i jednocześnie mega luksusowy.
Był rasowym Ferrari. Takim, jakim powinien być. I zagrał w Miami Vice. I dobrze, bo to naprawdę nietuzinkowe auto. Jego stylistyka to majstersztyk i zasługuje na pokłony do samej ziemi. Jeśli chcesz poczytać więcej o tym aucie, to tutaj je opisałem: https://www.charakterek.pl/2016/03/…. By tradycji stało się zadość - oczywiście V12, o kącie rozwarcia cylindrów wynoszącym 180 stopni, pojemność 5 litrów, moc 390 KM, prędkość maksymalna 290 km/h.
To chyba oczywiste, że w każdym zestawieniu ten wyprodukowany w 1987 roku model musi się znaleźć. Bez niego zwyczajnie nie mogłoby istnieć zestawienie najciekawszych Ferrari. Surowy, pierwotny, przerażający i jednocześnie uważany przez wielu za najlepsze auto sportowe zbudowane kiedykolwiek przez kogokolwiek. Lakieru jest na nim tyle, że widać było przez niego strukturę włókna węglowego, z którego było auto zrobione. W środku zero luksusów, drzwi zamykane dzięki pociągnięciu za sznurek, a o dywanikach nie ma mowy. Widać włókno węglowe i miejsca jego klejenia. Ale na drodze nie miał sobie równych. Bezczelnie krzyczał - nawet się do mnie nie zbliżaj. Chyba że chcesz oglądać mój ordynarnie wielki tylny spojler. I wiedział, co mówi. Silnik to podwójnie doładowane V8 o pojemności 3 litrów, i mocy 478 KM. Do setki przyspieszał w 4.1 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 324 km/h. Przez parę lat było to najszybsze i najlepiej prowadzące się auto świata. Taki prezent dla Enzo na 40-lecie istnienia firmy. Chcesz poczytać więcej? Zapraszam tutaj: https://mklr.pl/268267/.
Długo się wahałem, co wybrać. Czy F50, czy to auto. Ale postawiłem na to. Czemu? Bo nieobliczalne niewygodne i niezbyt udane F50 zwyczajnie nie zasługuje na wyróżnienie. Po genialnym F40 wszyscy, którzy jeździli F50 uznali to auto za krok w tył w historii firmy, a miało być przecież o rozwoju. Dlatego opiszę Ferrari nazwane nazwą miejscowości, w której żył założyciel firmy - Enzo. Skoro firma odważyła się dać taką nazwę autu, to musi być ono uwzględnione w zestawieniu, bo powinno być wyjątkowe. I faktycznie takie jest. To naprawdę solidnie wykonane auto klasy GT, wyprodukowane w roku 1996. W samochodzie tym silnik powrócił tam, gdzie jego miejsce, czyli pod przednią machę. Auto miało nawiązywać do najlepszych czasów firmy i do GTB/4. Miało być komfortowe, wygodne i miało posiadać funkcjonalny bagażnik. Taki przyjaciel na dalsze podróże. I właśnie takie było. Silnik o pojemności 5.5 litra i mocy 485 KM rozpędzał samochód do 320 km/h. Całkiem szybko, jak na GT.
I w tym miejscu przerwę swą opowieść, bo na nowszych czasach chcę się skupić mocniej, bo jest o czym pisać, a gdybym kontynuował, to w tej części artykuł mógłby się okazać, hmmm, niestrawny. A to Ferrari nie przystoi. Na te auta zawsze musi być głód. Wszelakie źródła, którym się inspirowałem (czyli całe jedno) przedstawię w części drugiej. Mam nadzieję, że chcesz kontynuacji...