Klasyczne, trójbryłowe coupe. Bez udziwnień. Para drzwi, długa macha i wyraźnie zaakcentowany i uniesiony w linii bocznej bagażnik. Linie proste, bez zbędnych przetłoczeń po bokach. Nie wiem jak innym, ale mi się taka klasyka bardzo podoba. Agresywna i subtelna. Auto mówi od razu - nie zadzieraj ze mną, ale jednocześnie mówi - będę wygodnie przewoził Ciebie i Twoją rodzinę dokądkolwiek zechcesz. Jedynie wloty powietrza na masce i w reflektorach zdradzają, że nie mamy do czynienia z łagodnym barankiem.
Raczej z bestią, która przeciwnikowi odgryza dłoń. Razem z przedramieniem. Bez znieczulenia. I tak powinno być. Wilk w owczej skórze. Uwielbiam takie samochody.
Zarówno z przodu, jak i z tyłu samochodu producent zamontował LED-owe światła, które tylko dodają samochodowi agresywności. Choć w nocy przez te okrągłe światła LED łatwo go pomylić ze starymi modelami BMW. Ale tylko wtedy, jak samochód ma zgaszony silnik. Bo jak go odpali, to nie da się go pomylić z niczym innym.
Po amerykańsku - wygodne. Ogromne fotele (w zasadzie w serii jeden fotel), masa przycisków, klimatyzacja, asystenci wszystkiego, czego dusza zapragnie (samochód można wyposażyć także w tryb autonomiczny), masaże w fotelu, słowem luksusowa limuzyna, a nie ekstremalne auto sportowe.
Samochód w trybie komfortowym połyka nierówności jak najznakomitszy krążownik szos.
Co śmieszne, samochód nie posiada fotela pasażera ani kanapy. Trzeba je dodatkowo zakupić. I każdy nabywca samochodu się decyduje na taki zakup, bo zarówno fotel, jak i kanapa kosztują po dolarze za sztukę. Więc wydatek niewielki. Cupholdery w standardzie.
W standardzie także multimedialne radio i bardzo dobre nagłośnienie złożone z 16 głośników. Nie będę wspominał o takich oczywistościach, jak bezkluczykowy system dostępu do samochodu. Ale wiadomo, kluczyk trzeba mieć przy sobie, by auto otworzyć i uruchomić. A Dodge daje 2 komplety kluczyków. Kluczyków, bo jeden komplet składa się z dwóch kluczyków. Jak masz ze sobą nudny czarny kluczyk, to po otwarciu i uruchomieniu samochodu dysponuje on skromnymi 500 KM. Ale jak weźmiesz ten fajny, czerwony, to korzystasz z pełnej mocy. Na pokładzie także wielofunkcyjna kierownica z łopatkami od biegów obita miękkim materiałem, a za nią czytelne zegary.
Kolego, powielasz mity i niescislosci. Samochod wcale nie bazuje na platformie Mercedesa. Propunuje siegnac do zrodel, na poczatek tu : https://www.allpar.com/history/interviews/burke-brown-lx.html Samochod powstal w kolaboracji z Daimlerem, owszem, pewne elementy by dzielone (skrzynia, wiazka elektryczna, ESP, stelaz foteli...), ale platforma LX byla zaprojektowana wczesniej, dopiero pozniej zmodyfikowana przy wspolpracy z Mercedesem. https://www.allpar.com/model/lh2/index.html Co do zawieszenia, owszem, pewne elementy designu sa wspolne, ale czesci nie sa zamienne – mowie to jako wieloletni wlasciciel Dodge'a Magnum (Challenger jest zbudowany na plycie LC - skroconej LX). Sugerujesz, ze zawieszenie nie nadawalo sie do pokonywania zakretow (jakby pochodzilo co najwyzej z wersji E200...), a chcialem ci przypomniec, ze W211 mial wersje ponad 500 konna i rywalizowal z RS6. W LX-ach kazda wersja silnikowa rozni sie elementami zawieszenia, a w topowe wersje nie maja wiele wspolnego z wersjami bazowymi. Wiec jaki jest sens pisac o Demonie i wspominac o jakims niemieckim bublu? Dlaczego bublu – ano dlatego, ze w tym samochodzie wszystko najgorsze mialo jakis zwiazek z Mercedesem. Pomijam juz fakt, ze powielasz mity na temat amerykanskich samochodow, no ale masz prawo miec opinie, a jak wiadomo opinia jak dupa, kazdy ma wlasna...
OdpowiedzA ja się jaram jakimiś tam śmiesznymi 210 końmi w moim Volvo. Chciałbym się czymś takim przejechać :D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 stycznia 2019 o 17:57